Media
![]() |
Piotr Subik |
Nie chcą mówić, ile wydali na zakup zamku w Bobolicach: na pewno nie wzięli go za bezcen - jak sądzą niektórzy. Nie chcą też mówić, ile kosztowała odbudowa. Jarosław W. Lasecki ucina krótko: - To wymaga szaleństwa, a nie pieniędzy!
Kiedy Jarosław Wacław Lasecki, były senator z Częstochowskiego, setny raz usłyszał pytanie, czy zamek w Bobolicach zbudowali Krzyżacy, nie zdzierżył - i na wieży kazał zawiesić biało-czerwoną flagę. Taka sama powiewa na zamku w niedalekim Mirowic. Żeby nikt już nigdy nie miał wątpliwości co do proweniencji obu tych jurajskich warowni.
Można mniemać, że dziesięć lat temu Jarosław W. Lasecki był po prostu... idiotą. Bo, sam tak mówi!, tylko idiota wydawał pieniądze wtedy, gdy należało je zarabiać. Zamek w Bobolicach, a właściwie to, co z niego zostało - kompletną ruinę, kupili na spółkę z bratem Dariuszem. Pomysł taki poddał ówczesny wojewódzki konserwator zabytków w Częstochowie Aleksander Broda. Poprzedni właściciel, chłop z Bobolic - obarczony zamkiem na mocy ukazu carskiego w 1882 r., nie radził sobie z opieką nad zabytkiem; potrafił też przeganiać turystów, biegając z siekierą. Teraz nikt nikogo stąd nie przegania, a Laseccy postanowili pójść w ślady Kazimierza Wielkiego. Śmieją się nawet, że pisali do niego z prośbą o plany zamku, ale nie odpowiedział. Mimo to warownię w Bobolicach udało się odbudować - na podstawie zachowanych rycin. Choć wcale nic było łatwo.
I.
Nie ma w okolicach Myszkowa nikogo, kto by nic słyszał o Laseckich. Zubożała szlachta herbu Dolega, rodem 2 Litwy, osiadła na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej 200 lat temu. Latyfundia braci to 1,3 tys. hektarów; część to ojcowizna - nie dziedziczna, skupywana w bólu i pocie.
Starszy z nich - Jarosław, rocznik urodzenia 196L Za PRL/-U przemierzył Saharę samochodem UAZ469. W1985 r. nie wrócił jednak z wyprawy do Afryki, nudziło mu się w Polsce. Były więc studia na Uniwersytecie Paderborn i Politechnice w Akwizgranie; trafił też do Boston Consulting Group, do pracy. To tam nauczył się zarządzać kilkunastoma tysiącami ludzi i zarobił naprawdę dobre pieniądze. Kiedy po śmierci ojca musiał się zająć sprawami rodzinnymi, wrócił do kraju. I stworzył pierwszą sieć dyskontów spożywczych: 200 sklepów, 3 tys. zatrudnionych, 1,5 mld zł obrotu - mówi z dumą. Podobnie o wyborze na senatora RP w 2005 r.; cóż z tego, że skrócono potem kadencję: jako kandydat niezależny zdobył największe poparcie w okręgu częstochowskim. Wcześniej widział wszystkie zamki nad Renem, Dunajem, Loarą; zadbane, wychuchane, przedmioty dumy i właścicieli, i historyków. Też chciał się móc pochwalić takim przed przyjaciółmi. Jednak przed oczyma miał zniszczony zamek Tenczyn w Rud-nie - w Jurze, ruiny w Smoleniu; to, co zostało z zamku Ostrężnik: kawałek ściany przyklejony do skał pośród lasu...
Młodszy z Laseckich - Dariusz, rocznik 1963. Milczący, choć to właśnie on czuwa nad rodzinnym interesem. Pilnuje papierów, terminów, zarządza. Radny powiatu myszkowskiego, wcześniej importer, właściciel firmy z branży lakierów samochodowych.
Odkąd obaj pozbyli się swych biznesów - kilka lat temu, mówią zgodnie, że stali się ziemianami. - Udało nam się mieliśmy szczęście, ciekawą pracę, zarobiliśmy pieniądze. Zostaliśmy tu, bo tu są nasze korzenie - opowiada Jarosław W. Lasecki. A zaraz dodaje: - Pieniądze nie są w życiu najważniejsze; czy mam być dumny z tego, że jestem bogaty? Staram się żyć tak, aby ludzie mogli o mnie powiedzieć "dobry człowiek", albo po młodzieżowemu: "fajny gość". Dlatego Laseccy starają się pomagać, jak tylko mogą - wszystkim dookoła. Dali na remont kościoła w Żurawiu i na odnowę elewacji drugiego - w Mirowie; wspierają Zgromadzenie Sióstr Serafitek, okoliczne straże pożarne, koła gospodyń wiejskich, zespoły folklorystyczne.
Postanowili też pomóc zamkowi w Bobolicach. Tłumaczą: - Dlaczego mamy oddawać hołd najeźdźcom, stawiać im pomniki w postaci ruin? Dlaczego mamy mówić, że zamek zburzyli Szwedzi, a nie, że zbudował go Kazimierz Wielki, był tu Władysław Jagiełło, a hetman Jan Zamojski odbił go z rąk Maksymiliana Habsburga?
Był rok 1999. Zamek stał i stoi wciąż na Grzędzie Mirowsko-Bobolickiej, 40 km na południo-wy-wschód od Częstochowy.
II.
Zapędzali się tu jeszcze w dzieciństwie - dzięki opowieściom o Hrehorym, ich przodku, który za wierność Rzeczypospolitej więziony był przez cara, aż wstawił się za nim sam Jan III Sobieski Bywali więc w Bobolicach, bo był tu także przed wiekami Sobieski; pisał do Marysieńki, że zamek nie nadaje się do zamieszkania, trzeba obozować w namiotach u stóp wzgórza.
Kiedy po latach pierwszy raz stanęli przed konserwatorem zabytków, już jako właściciele ruin, usłyszeli pytanie: „Po co wam to?". Od lat zamek w Bobolicach traktowany był jak wrzód.
Zanim dostali zgodę na odbudowę, minęło sześć lat. Nie raz, nie dwa, byli bliscy rezygnacji. Jednak się nic poddali, choć wciąż przychodzi im użerać się z urzędnikami.
W 2005 r. wszystko ruszyło z kopyta: prace historyczne, archeologiczne, ikonograficzne, geodezyjne itd.; krok po kroku zamek odkrywał przed nimi swe tajemnice. Stosy kamieni, butelek po piwie, innych śmieci. Także ciekawsze rzeczy. - Mnóstwo kafli, nawet czterokolorowych jak na Wawelu, skorup naczyń, kamiennych elementów, drewnianych obramowań okien i drzwi. Groty strzał, strzemiona, resztki pucharu szklanego z malowanym orłem. Monety, węgierskie „ludwiki"'z piętnastego wieku - wylicza Dariusz Lasecki.
Albo znaleziona właśnie w załomie skalnym siekiera: pamiątka szturmu na zamek. Ktoś odpadł od ściany, zginął, broń przetrwała wieki.
Te wszystkie strzępy historii złożą się kiedyś na muzeum zamkowe - może nawet za rok. „Miasta kazimierzowskie" chcą bowiem w Bobolicach świętować rocznicę urodzin Kazimierza Wielkiego - siedemsetną.
Wówczas każdy będzie mógł dotknąć jurajskiego wapienia ścian - niekiedy dwumetrowej grubości, i uświadomić sobie: „Tak, Kazimierz to ten król, który zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną". Tak zwykle mówią dzieci ze szkół i turyści, których co niedzielę Laseccy wpuszczają na zamek. Mimo budowy i bez pobierania opłat.
III.
Wapień na ściany podnieśli z ziemi - z gruzowiska; trafił tu też z rozbieranych w okolicy obór, stodół i chałup. Kiedyś ludzie wywozili go furmankami, teraz przywożą z powrotem; im już niepotrzebny. Lepili go zaprawą prawie średniowieczną. - Piasek rzeczny płukany, wapno gaszone w dolach, skorupki jaj kurzych... Tyle że trzeba było dodać cementu - mówi z uśmiechem Jarosław W. Lasecki.
Zastrzały , konie, kleszcze, tramy - ciesiołka też, jak w dawnych wiekach. Mury stawiali potomkowie tych, co zamek budowali: murarze z Jury. Cieśle byli z Podhala Pracy sporo. Po pierwotnym zamku zostały przecież tylko igły ścian. Odkąd spalili go Szwedzi, chylił się ku upadkowi. Teraz wraca do świetności.
Robi wrażenie, gdy stoi się u jego podnóża. Od fundamentu do dachu wieży - 39 metrów, do tego czterdziesto-metrowa skała. Wewnątrz m.in. sala jadał na, gdzie usiąść przy stole może Ćwierć setki osób. I kaplica, do której obraz MB Zamkowej podarował abp Stanisław Nowak, metropolita częstochowski, sercem i duszą za odbudową. Są też lochy, wtrącano tam niepokornych; zza dębowych drzwi nie słychać było jęków. I wejście do tajemnego korytarza, o którym od lat opowiada się legendy - że łączy ten zamek z zamkiem w Mirowie, choć może to tylko tzw. wypad, wyjście poza fosę na wypadek oblężenia. Odnowicieli nie ciekawi jednak, co jest na końcu tunelu.
Może to przez inną legendę. Ta każe wierzyć, że wieki temu jeden z braci bliźniaków, właścicieli zamków w Bobolicach i Mirowie, uwiódł żonę drugiemu. Tym właśnie korytarzom podziemnym miał podchodzić do niewiasty - dla bezpieczeństwa zamkniętej w lochu.
Są tacy, co myślą, że sprawa dotyczy Laseckich. Wszak Dariusz to wciąż kawaler, a kilka lat temu, również wspólnie, kupili ruiny w Mirowic. Ale tam, to pewne, odbudowy nie będzie.
IV.
Nie chcą mówić, ile wydali na zakup zamku w Bobolicach; na pewno nie wzięli go za bezcen - jak sądzą niektórzy. Kwota to była niebagatelna, twierdzą tylko; chłop i jego dzieci, poprzedni właściciele, dobrze zostali wyposażeni na przyszłość. Nie chcą też mówić, ile kosztowała odbudowa. Jarosław W. Lasecki, mówi krótko: - To wymaga szaleństwa, a nie pieniędzy!
Nigdy nie myśleli, by tu zamieszkać; żyć w średniowiecznym zamku się nie da. Robią to nie dla siebie, lecz dla przyszłych pokoleń. - Po co? Nie ma chyba Polaka, któremu nie zabrzmi w głowie nuta patriotyzmu podczas odwiedzin zamku królewskiego - mówi Dariusz Lasecki.
Tak, działy się tu dziwy - nawet podczas rekonstrukcji. Choćby przypadek kamieniarza o imieniu Julek, którego na wieży, przy pięknej pogodzie, przeszyła na wylot, błyskawica. Nic mu się nie stało, więc wszyscy gadali, że to tylko muśnięcie Białej Damy. Kiedyś wypadła tu z okna, gdy z tęsknota wypatrywała w oddali syna oddanego na wychowanie...
Księga pamiątkowa, złożona w kordegardzie, którą odbudowano na samym początku, z dnia na dzień pęcznieje od wpisów. Goście są zaskoczeni, pod wrażeniem, poruszeni ogromem wykonanych prac. Piszą, że odnowione ruiny „cieszą serce".
Niektórzy u stóp nowego zamku w Bobolicach płaczą ze wzruszenia. Inni z podejrzliwością patrzą na Laseckim. Przecież krążą też opowieści o wielkiej skrzyni ze skarbami ukrytej w zamku; o ludziach, którzy szukali jej lata temu - ale znaleźli inną, mniejsza, więc ta musiała tam pozostać. Jednak Laseccy nie dokopali się do skarbów, nie dostali też nawet grosza pomocy od państwa, które ma, mówią, obowiązek lożyć na zabytki. I nie będą po tę pomoc sięgać - niech będzie to pierwszy w Polsce zamek królewski odbudowany za prywatne pieniądze. Od początku do końca. Starszy Lasecki, bez żalu: - Nie znaleźliśmy wielkiej skrzyni pełnej złota. Nie znaleźliśmy diamentów i kosztowności, których ponoć sto czterdzieści koszy złożono w podziemnym tunelu. Nie znaleźliśmy też tych wszystkich drogocennych przedmiotów jak kielichy, korony, zbroje i kandelabry, których ponoć cale wozy zwozili do zamku z wypraw wojennych bracia Mir i Bobol. Znaleźliśmy coś dużo cenniejszego - esencję życia. Pokochaliśmy to, co robimy...
źródło: Dziennik Polski (12.11.2009)