Zamek pana senatora

 Krzysztof Różycki

Coraz więcej zamków, pałaców i dworów trafia w prywatne ręce. Nowi właściciele najczęściej zamieniają je w hotele, centra konferencyjne, rzadziej adaptują na własne mieszkanie. Jarosław i Dariusz Laseccy mają dwa zamki, jednak nie zamierzają w nich mieszkać ani prowadzić działalności gospodarczej.

Jeszcze kilka lat temu Bobolice były jedną wielką kupą kamieni.
- Do kupienia zamku namówił mnie dawny generalny konserwator zabytków, który opowiadał ze swadą, jak przed laty, gdy chciał obejrzeć ruiny został przegnany przez ówczesnego właściciela, który gonił go z siekierą w ręce - wspomina Lasecki.
W 1999 roku Lasecki kupił rumy Bo-bolic. Cena nie była wygórowana, można było za nią postawić w okolicy duży dom. W 2004 roku bracia Laseccy od wspólnoty gruntowej kupili ruiny Mirowa (podobno za 700 tys. zł). Dziś należy do nich także cała ziemia między obu zamkami (około 60 hektarów).
Po przekroczeniu tego, co zostało po suchej fosie droga na zamek prowadzi przez okazałą, zrekonstruowaną wieżę bramną. Po lewej stronie mijamy kordegardę, w której znajduje się komnata z kominkiem i stylowym drewnianym sufitem.
Podczas prac remontowych na dziedzińcu odnaleziono kamień, na którym jest odbita podkowa. Pewnie niebawem powstanie legenda, że to świadectwo obecności Kazimierza Wielkiego lub Jana Sobieskiego.

Życzliwy konserwator
Do zamkowych komnat wchodzi się przez surowy portal, obramowany dużymi kamiennymi blokami.
- Z tym portalem wiąże się ciekawa historia - opowiada Andrzej Bednarski, uczeń profesora Zina, odpowiedzialny za przebieg prac kamieniarskich. - Pani konserwator zabytków z Częstochowy kazała mi przygotować na piśmie dokładny program prac konserwatorskich, każdego kamienia. Problem tylko w tym. że nie potrafiła wskazać, które bloki wapienia pochodzą z dawnego zamku, a które zrobiliśmy w naszej pracowni.
Do jednego z pomieszczeń prowadzi piękny renesansowy portal. Lewy pilaster jest pęknięty na prawie całej szerokości.
- Wygląda jakby miał 500 lat, a został wyciosany przez naszych kamieniarzy - cieszy się Lasecki.
Każdy znaleziony kawałek kamienia, który kiedyś był fragmentem podłogi, czy obramowaniem okna jest poddawany zabiegom konserwatorskim i wraca na swoje właściwe miejsce.
- Tak pieczołowita rekonstrukcja zabytkowych obiektów to w Polsce rzecz zupełnie unikalna. Posiłkujemy się dziesiątkami ekspertyz największych sław polskiej nauki - wyjaśnia właściciel.
- Do robienia zaprawy wykorzystujemy płukany piasek rzeczny i wapno gaszone, dołowane przez 30 lat! Pewnie dlatego jeden z częstochowskich urzędników w rozmowie ze mną i bratem powiedział: z tą rekonstrukcją to tylko same problemy. Nie mogliście sobie wymyślić czegoś innego?
Dwóch pracowników krząta się po niewielkim pomieszczeniu, które kiedyś było kaplicą zamkową.
- Z nieznanych powodów pani konserwator nie chciała zgodzić się na rekonstrukcję tego pomieszczenia, dopiero gdy zamek odwiedził arcybiskup częstochowski, nagle zmieniła zdanie - twierdzi Lasecki.
Na ostatniej kondygnacji pracownicy stawiają szkielet dachu, który prawdopodobnie zostanie przykryty miedzianą blachą.
- Mój brat prowadzi dziennik, z którego wynika, że tylko w tym roku był w częstochowskiej delegaturze Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków 183 razy - żali się pan Jarosław. - Pani konserwator już nie chce z nim rozmawiać, trzeba jednak zadać sobie pytanie, kto tu jest dla kogo?
Od powierzchni ziemi do szczytu baszty zamek wznosi się na ponad 40 metrów. Wrażenie monumentalności potęguje jeszcze wzgórze, na którym stoi budowla. Trudno uwierzyć, że wszystkie komnaty, izby, kaplica, klatka schodowa i pomieszczenia wieży zajmują tylko 350 metrów kwadratowych. To zaledwie 17 pomieszczeń, z których największa to położona na pierwszym piętrze sala jadalna.
Niebawem w oknach pojawią się szyby, wykończone zostaną schody, położona podłoga i parapety. Na koniec pozostanie odrestaurowanie wieży i zwieńczenie jej hełmem.
Lasecki niechętnie mówi o kosztach renowacji.
- Wydałem więcej niż milion - uśmiecha się tajemniczo. - Znam wiele współczesnych rezydencji, które kosztowały dużo więcej.
Na przedzamczu trwa budowa karczmy połączonej z hotelem i centrum konferencyjnym. Uzyskanie zgody na budowę zajęło 4 lata! Podobna inwestycja miała stanąć pod Mirowem. Projekt architektoniczny wspaniale nawiązywał do polskiej architektury z XVIII i XIX wieku. Niestety, do tej pory nie uzyskał akceptacji. Jednocześnie miejscowym decydentom zupełnie nie przeszkadzają przypominające klocki domy z pustaków i obrzydliwe betonowe płoty, jakie przez lata zbudowano wokół zamku.
W letnie dni w Bobolicach i Mirowie było zatrudnionych aż 60 osób. Większość z nich to kamieniarze z dziada pradziada. Kto wie, czy ich przodkowie nie pracowali tu przed 750 laty przy budowie obu zamków.

Mówi, że premier
Turyści mogą zwiedzać Bobolice zupełnie za darmo. Z gościnności właścicieli korzystają też setki wspinaczy, którzy próbują swoich sił na okolicznych skałkach. Jedynymi niepożądanymi przybyszami są zdziczali kierowcy quadów rozjeżdżający polne drogi, zagajniki i łąki.
- Do Bobolic przyjeżdża coraz więcej turystów. Czasem trafi się ważna osoba - mówi pan Jan, który pełni dyżur na zamku. - Kiedyś przyszedł tu pewien człowiek w asyście dwóch wysokich mężczyzn. Chciał wejść do środka, mimo że zamek był tego dnia zamknięty. Ale on się uparł. Myślę sobie, co to za figura? A on mówi, że premier. Zatelefonowałem do senatora Laseckiego i informuję, że jest tu jakiś premier. A senator na to pyta: a jak wygląda? Więc patrzę na przybysza i odpowiadam, że taki mały. Chyba się nie obraził? Oddałem mu telefon i słyszę: Tu mówi Gosiewski.
Laseccy to rodzina związana z okolicą od pokoleń.
-   Dlatego tak bardzo zależy nam na rozwoju naszej gminy i całej Jury - zapewnia pan Jarosław. - Są dni, gdy Bobolice zwiedza 3 tysiące osób. Nie ma dla nich odpowiedniej bazy noclegowej ani gastronomicznej. Według obliczeń angielskich specjalistów, rocznie naszą gminę mogłoby odwiedzać do 300 tysięcy turystów. Tylko trzeba zapewnić im odpowiednie atrakcje. W tej okolicy jest ziemia V i VI klasy. Nie ma żadnego przemysłu i tylko turystyka może być nadzieją na polepszenie bytu mieszkańców.
Budżet gminy Niegowa to zaledwie 16 milionów złotych. Gdyby ziściły się plany Laseckich, wówczas mógłby zwiększyć się dwa albo trzy razy.
Za dwa lata zakończy się remont i zamek w Bobolicach powróci do dawnej świetności.
Właściciel marzy o wybudowanie u jego stóp amfiteatru i organizowaniu spektakli oraz widowisk plenerowych.
- W 2010 roku będzie przypadać 750-lecie fundacji zamku. Chcielibyśmy na uroczyste otwarcie zaprosić nie tylko najwyższe polskie władze, ale także króla szwedzkiego - planuje Lasecki. - Oczywiście, że nie będziemy przypominać królowi, że to jego rodacy zniszczyli i zrabowali nasz zamek.

Po 1989 roku państwo polskie zbyt często zapominało o skarbach swojej kultury. Nie ma już wielu starych drewnianych cerkwi, kilkudziesięciu murowanych synagog. Pozwolono na dewastację bezcennego pałacu w Żarach. Całkowicie zniszczono zamek w Kamiennej Górze. Rolę mecenatu państwowego miały przejąć osoby prywatne. Nigdy jednak właściciele zabytków nie remontowali ich, tak jak w Bobolicach, z pobudek historycznych, estetycznych czy sentymentalnych.
Nawet jeżeli bracia Laseccy kiedyś zaczną sprzedawać bilety za zwiedzanie, a przed zamkami staną karczmy, hotele czy kasyna, to i tak należą się im słowa uznania za wykonanie ogromnej pracy. Pracy, która od lat ma miejsce przy całkowitej obojętności ministerstwa kultury i niechęci służb konserwatora zabytków.

źródło: Angora (05.10.2008)